categories
Bon Appétit, Baby!

Bon Appétit, Baby!

Jeśli wprowadzanie stałych pokarmów do diety Waszego malucha bardziej Was przeraża, niż ekscytuje, czytajcie dalej. Zaczniemy od podstaw, by stopniowo, z każdym kolejnym wpisem, zagłębiać się w temat coraz bardziej. Zdradzę Wam też, jak ułatwić sobie życie na tym ważnym etapie w życiu Waszych dzieciaków. I wcale nie mam tu na myśli słoiczków! :)

Po pierwsze – kiedy zacząć rozszerzanie diety?

Tu zaczynają się schody. Wystarczy rzut oka na sklepowe półki uginające się pod ciężarem słoiczków i przecierowych soków z napisem „po 4. miesiącu życia”, aby kompletnie zagubić się w temacie. Czy jeśli producenci zamieszczają na opakowaniach takie informacje, to znaczy, że z chwilą ukończenia przez Wasze dziecko 4 miesięcy, powinniście zacząć wprowadzać stałe pokarmy? Absolutnie nie. 

Odwołajmy się do aktualnych zaleceń, które jasno mówią, że dietę należy rozszerzać nie wcześniej niż po ukończeniu 4. i nie później niż przed ukończeniem 7. miesiąca życia. W tych samych zaleceniach można też wyczytać, że należy dążyć do wyłącznego karmienia piersią przez pierwsze 6 miesięcy życia dziecka. Wyłącznego, to znaczy bez soczków, przecierów, a nawet wody. Na to wszystko przyjdzie czas :)

Kiedy? I tu wracamy do mitycznego 6. miesiąca życia dziecka… Tak naprawdę chodzi o gotowość Waszego dziecka do rozszerzania diety. Skąd macie wiedzieć, że to już czas na coś innego niż mleko mamy lub mleko modyfikowane? Jest kilka takich wskaźników (cyt. za: http://szpinakrobibleee.pl/rozszerzanie-diety-niemowlat/):

1. Dziecko potrafi siedzieć (samodzielnie lub z niewielkim podparciem).

2. Zaniknął odruch wypychania wszystkiego z buzi (gdy wkładasz łyżeczkę lub dziecko samodzielnie wkłada jedzenie, to nie wypycha automatycznie pokarmu językiem tylko trzyma w buzi.) Może wypluć później, to już co innego.

3. Dziecko wykazuje zainteresowanie jedzeniem – patrzy na to, co jemy, wyciąga rączki do talerzy, sztućców, podąża wzrokiem za widelcem wkładanym do ust itp. (uwaga! Jeżeli Twoje dziecko w wieku 4 miesięcy jest tak zainteresowane jedzeniem, nie oznacza to, że musimy od razu rozszerzać mu dietę).

4. Dziecko potrafi chwycić jedzenie i włożyć je do ust (przed jedzeniem robi to samo z zabawkami).

5. Dziecko potrafi żuć i przeżuwać – a dokładniej jest w stanie się tego nauczyć, bo ta umiejętność rodzi się w praktyce. Dlatego tak ważne jest podawanie dzieciom od początku różnych konsystencji.

My zaczęliśmy rozszerzać dietę tuż po ukończeniu 6 miesięcy przez Ignasia. Na tym etapie siedział już stabilnie. Pozostałe warunki też spełniał :)

Po drugie – co podawać?

Nie udzielę Wam gotowej odpowiedzi, bo w zasadzie niemowlęciu możecie podać wszystko i

w dowolnym momencie rozszerzania diety.  Jeszcze kilka lat temu wytyczne w tej kwestii były dość restrykcyjne. Warto sięgać po sezonowe produkty ze znanego źródła i unikać przetworzonej żywności. Ale te zasady nie dotyczą tylko niemowląt, prawda? :) 

W diecie niemowląt nie powinno być: soli, cukru, miodu, grzybów oraz twardych orzechów (w całości). Poza tym macie pełną swobodę!  

My zaczęliśmy rozszerzać dietę od warzyw. Mieliśmy to szczęście, że początki wprowadzania stałych pokarmów przypadły na wiosnę i początek lata, dzięki czemu było naprawdę różnorodnie, choć zaczęliśmy bardzo tradycyjnie od marchewki, ziemniaka, pietruszki i dyni.

Po około dwóch tygodniach w diecie Ignasia pojawił się słodki smak w postaci świeżych sezonowych owoców. Wielu specjalistów zaleca wprowadzenie owoców dopiero po pewnym czasie, aby dziecko, znając już słodycz owoców, nie odrzuciło warzyw.

Ale to od Was zależy, jak postąpicie.

Świetną ściągawkę dotyczącą rozszerzania diety znajdziecie na blogu dietetyczki Małgorzaty Jackowskiej: http://malgorzatajackowska.com/2016/10/19/rozszerzanie-diety-sciagawka/

Po trzecie – ile posiłków? 

Wszystko zależy od Waszego rytmu dnia. Jeśli Wasz maluch nadal często ucina sobie drzemki, może być Wam trudno zaplanować od razu kilka posiłków.

Pamiętajcie, że podstawą nadal jest (i tak będzie jeszcze mniej więcej do ukończenia roku) mleko – bez względu na to, czy karmicie piersią, czy mlekiem modyfikowanym. Stałe pokarmy stanowią tylko uzupełnienie. Starajcie się je więc w miarę naturalnie „wplatać” pomiędzy karmieniami mlekiem. Wasze dziecko ma poznawać nowe smaki, a nie zaspokajać głód!

My zaczynaliśmy od 1 posiłku. Był to obiad, który jedliśmy zwykle razem. To ważne, aby towarzyszyć dziecku przy jedzeniu. Od kogo Wasz maluch ma się uczyć dobrych nawyków żywieniowych, jeśli nie od rodziców? J Stopniowo wprowadzaliśmy śniadanie, drugie śniadanie, podwieczorek. Przychodziło to bardzo naturalnie. Po prostu Ignaś za każdym razem siadał z nami do stołu i jadł J A że dietę rozszerzamy metodą BLW (Baby Lead Weaning/Bobas Lubi Wybór), to dla wszystkich jest to wygodne rozwiązanie. Ale o tym dalej…

Po czwarte – jaka metoda?

No właśnie – rozszerzać dietę, ale jak? Łyżeczka w dłoni rodzica czy może jedzenie w dłoni dziecka? Co wybieracie? My zdecydowaliśmy się na tę drugą metodę. Określana jest w skrócie jako BLW od angielskiego Baby Lead Weaning. Założenie jest takie, że to dziecko (tak, tak, ten 6-miesięczny niemowlak) decyduje o tym, czy zje to, co mu zaproponowaliśmy i ile zje. Do dyspozycji ma swoje rączki, które potrafią z niebywałym zacięciem chwytać kawałki jedzenia i kierować je do buzi. 

I oczywiście byłoby pięknie, gdyby jedzenie trafiało wprost z dłoni do buzi dziecka. Niestety, początki bywają trudne i…brudne J Jednak krajobraz po próbach karmienia Ignasia łyżeczką wyglądał podobnie. Mój Syn wie, co to znaczy jeść samodzielnie i ani mu się śni tak po prostu otwierać buzię. On łyżeczką chce operować sam :)

Decyzja co do wyboru metody rozszerzania diety należy do Was. Nikt nie powiedział, że któraś z metod jest lepsza lub gorsza albo że należy się trzymać tylko jednej z nich. Myślę, że warto przetestować z własnym dzieckiem każdą możliwość. Sami poczujecie, co jest dla Was i Waszego dziecka najlepsze i najwygodniejsze.

Po piąte – jak ułatwić sobie życie?

A jeśli już o wygodzie mowa… To pewnie powiecie, że skoro rozszerzamy dietę tą „brudną” metodą BLW, to  znaczy, że nie należę do matek ceniących sobie wygodę. Nic bardziej mylnego. Odkąd jestem mamą, jeszcze bardziej doceniam wszystko, co ułatwia życie z dzieckiem.

Urządzeniem, bez którego nie wyobrażam sobie już codziennego funkcjonowania i gotowania, tuż obok zmywarki, jest Babycook Original Plus francuskiej marki Beaba. To niepozorne urządzenie kryje w sobie naprawdę moc możliwości.

Docenicie je szczególnie na początku rozszerzania diety, nawet jeśli do tej pory kuchnia nie była Waszym ulubionym miejscem w domu. Gotowanie nie może być prostsze. Wlewacie wodę do Babycooka, wrzucacie do specjalnego koszyczka pokrojone warzywa, kawałki mięsa czy ryby, włączacie urządzenie na tryb gotowania i…koniec. Babycook po zakończeniu gotowania (10 lub 15 minut – w zależności od ustawienia) wyłączy się sam.

Możecie na tym etapie zakończyć przygotowywanie posiłku. Chyba że macie ochotę przygotować przecier. Wtedy wystarczy odlać resztki wody i włączyć tryb miksowania. A może zupa? Zmiksujcie ugotowane warzywa, mięso z pozostałą wodą. I gotowe! Sami decydujecie, czy zupa będzie aksamitnie gładka (dłuższe miksowanie), czy z wyczuwalnymi kawałkami (krótsze miksowanie). To jest naprawdę dziecinnie proste.

Babycook Original Plus, który mam okazję testować dzięki Ecobobo, jest wyposażony też w dodatkowy moduł pozwalający na sterylizację (butelek, smoczków) oraz podgrzewanie pokarmów, a nawet ich rozmrażanie.

Wracając do wygody, wszystkie części Babycooka nadają się do mycia w zmywarce. Nie ma nic gorszego niż ręczne mycie blendera po gęstej zupie-krem. Szczególnie, gdy nie zrobicie tego od razu…

A już niebawem pokażemy Wam, jakie posiłki dla całej rodziny wyczarowaliśmy z Ignacym z naszym małym – wielkim pomocnikiem :)

O Autorce:

Milena. Mama 11-miesięcznego Ignacego. Autorka bloga mamomi.pl.